piątek, 26 lutego 2010

Recenzja - Army of TWO: the 40th Day

 
Szanghaj - to miasto w którym mamy przyjemność zmierzenia się z tajną organizacją, która to sieje na każdej ulicy i w każdym zakamarku zniszczenie. Do rozprawienia się z tymi złymi wyruszają najemnicy - Salem i Rios, obydwaj panowie to taka kombinacja Chip’a i Dale’a - czasami miałem wrażenie, że broń z której przyszło mi strzelać, przejawia większe IQ niż obydwaj panowie w kupę wzięci. Ale do rzeczy…
 
Pierwsza część Army of Two rodziła się w bólach i cierpieniach aż w końcu EA Montreal postanowiło wydać ją na świat. Gra zaliczyła wiele słów krytyki, szczególnie ciekawe jest to, że wersje recenzenckie do pism/portali branżowych, zostały rozesłane na długo przed premierą gry, na długo bowiem prawie rok wcześniej. Co było powodem takiej obsuwy? otóż to, że gra była w całości i szczegółach nie dopracowana. Po tym jak do studia pracującego nad tym tytułem zaczęły napływać kolejne słowa krytyki - postanowiono zamknąć pomysł z premiera gry w szufladzie i wyrzucić kluczyk. No ale nadszedł czas, gdy oddano nam w ręce sequel gry pod dumnie brzmiącym tytułem Army of TWO: the 40th Day.
Tytuł ten daje nam możliwość sprawdzenia się w trybie TPP. Gra stawia na rozgrywkę w co-op, kładąc silny nacisk na ten aspekt, co widać szczególnie w niektórych momentach - kiedy to nie ma jak ‘ruszyć’ dalej bowiem potrzebny jest nasz wirtualny lub żywy przyjaciel, z którym aktualnie gramy. Już na samym początku zaczynamy od wielkiego BUM abyśmy nie mogli się nudzić, no i nie nudzimy się przez cała grę, bowiem ciągle mamy coś do zrobienia - od uratowania zakładników po dynamiczny ostrzał przeciwników którzy jak krówki na rzeź, biegną nam pod lufy, tudzież chowają się po kątach… Całość naszej wyczynowej akcji ‘we dwoje’ co jakiś czas akcentuje jakiś walący się budynek, wieżowiec, w który to właśnie wleciał helikopter lub na który spadł czołg. Najciekawiej jednak prezentuje się wątek fabularny! wiemy że mamy strzelać, zabijać i… dojść do końca gry. Nikt w między czasie nie chce nam wyjaśnić, po co to robimy ale cóż… jest magazynek i klamka - jest okejka!
KOMU KULKĘ?
W tej odsłonie gry Salem i Rios nadzwyczaj dobrze wypadają w roli najemników, robiąc to co do nich należy! Panuje tu oczywiście zasada, kto więcej hałasuje, ten więcej uwagi na sobie skupia, dzięki czemu mamy możliwość zabawy w chowanego, gdy nasz kompan zbiera największe baty, my możemy niepostrzeżenie zajść przeciwnika od tyłu i… delikatnie - po cichu mu wyjaśnić, że strzelanie nie polega wyłącznie na patrzeniu przed siebie. Współpraca jak wspomniałem wcześniej w AoT2 jest silnym atutem tego tytułu! mamy nie tylko możliwość podsadzania naszego ‘kolegi’ ale też leczenia go, zbierania na siebie ostrzału przeciwnika aby ten zajął inna pozycję do sprawniejszego eliminowania wroga. Jednak często, wcześniej wspomniany system, gdzie hałasując skupiamy na sobie więcej wrogów i ich uwagę, kuleje - bowiem gdy grając Salemem zachodzimy takiego przeciwnika od tyłu a on w tym momencie prowadzi czynny ostrzał w stronę Rios’a… możemy często tańczyć czaczę przed przeciwnikiem a ten jest tak zapatrzony w swój cel, że nas nie zauważa do czasu aż oberwiemy mu łeb z shotguna.
Sztuczna inteligencja w grze ‘daje radę’. Zdarzają się momenty frustrujące, gdy przeciwnicy stoją jak wryci i strzelają w nas bez opcji “a może się schowam za coś?”, ale w większości przypadków gra sprawdza się w swoich założeniach - przeciwnicy chowają się za przeszkodami unikając ostrzału, zachodzą nas z boków aby rozproszyć nasz ostrzał, leczą swoich niedobitych itd. Proste wojsko nie sprawia problemów, w zasadzie nie było momentu abym zginął w grze podczas potyczek z żołnierzami nieprzyjaciela, gorzej już bywa gdy wpadniemy na silniejsze jednostki które są zarazem mini bossami, przy nich już poza prostym ostrzałem, trzeba pomyśleć nad pracą zespołową i znalezieniem słabego punktu.
W grze zaimplementowano też system oceny przeciwników zwany GPSem. Ocena polega na wskazaniu gdzie w ‘tłumie’ znajduje się wróg a gdzie zakładnik, aby podczas odbijania tego drugiego czasami się nie pomylić. GPS stanowi również wskazówkę, gdzie musimy się udać w danym momencie a jest to przedstawione bardzo łopatologicznie, bowiem na ‘ziemi’ rysuje nam się migająca zielona linia ze strzałkami w stronę w którą mamy iść aby pchnąć wątek fabularny/akcji.
PRAWIE PARA
Nasi bohaterzy - Salem i Rios w grze stanowią nie lada parę, parę która poza prostymi zasadami na których opiera się co-op może robić nieco ‘więcej’ niż dotychczas widzieliśmy w innych grach. Pomoc w dostaniu się w jakieś miejsce, podsadzanie, stanie do siebie plecami podczas aktywnego ostrzału przeciwnika - to tylko kawałek lodowego tortu! Nasi panowie w międzyczasie gdy maja przerwę od zabijania mogą pozwolić sobie na przykład na mini gierki jak kamień-nożyce-papier, kopanie siebie w jajka czy inne mniej lub bardziej zabawne odskocznie od gry, dzięki którym np wzrasta lub maleje nasz wskaźnik ‘kumpelstwa’.


Dodatkowo mamy możliwość wyborów moralnych, co to nam daje? w skrócie, dzięki temu mamy możliwość zdecydowania, czy zabijemy jakiegoś cywila, za co dostaniemy nową broń - lub nieco więcej kasy, czy też go ocalimy. Konsekwencje naszych moralnych wyborów kończą w zasadzie animowane komiksy, które przedstawiają nam co się stanie/ło później… a szczerze przyznam, że niektóre z tych ‘komiksów’ nieźle zaskakują, niestety a może i stety nie ma to wpływu na wątek fabularny który biegnie dalej swoim torem.
CZYM GO ZDJĄĆ?
W grze mamy dostęp do sporej ilości pukawek, od broni krótkich - tak zwanych klamek - po shotguny i na wyrzutniach rakiet kończąc. Autorzy gry bardzo mocno rozbudowali aspekt przerabiania broni które mamy w posiadaniu, czasami zabawa z ustawianiem poszczególnych parametrów danej broni może trwać nawet i 15min a efekty często mogą nas nie zadowalać, co pozwala na dalszą zabawę. Sama gra prezentuje bardzo dokładnie i dobrze odwzorowane modele broni, dzięki czemu mamy jeszcze większą przyjemność z eliminowania przeciwników.
Jednak modele broni i ich dokładność nie zawsze muszą iść w parze z tym co broń robi w grze. Niejednokrotnie miałem wrażenie, że shotgun po wystrzale, jeszcze przed upgrade’m ma taki sam efekt gdy stoimy przed przeciwnikiem 2m jak i 30m… główki pękały bez większego problemu z każdej odległości. Inną sprawą jest eliminacja ze snajperki, co prawda rozumiem, że na pełnym zoomie strzał w głowę może skutkować jedynie jej ‘pęknięciem’ ale u licha, czemu naszemu ‘przyjmującemu nabój’ głowa pęka nawet gdy dostanie w wystający zza ściany tyłek?
PO RANDCE
Gra jaką jest Army of TWO: the 40th Day, nie wnosi w świat rozgrywki nic nadzwyczajnego. Czasami miałem wrażenie, ze tekstury otaczającego nas świata żywcem wyjęte są z któregoś starszego Tomb Raidera. denerwujące szczególnie są latające ‘cusie’ w powietrzu które mają strasznie postrzępione krawędzie, wygląda to jak klocki lego w powietrzu. AoT2 jakby nie było jest strzelanką, strzelanką która sprawdza się w swoich założeniach i daje sporo funu, szczególnie gdy gramy we dwoje z żywym przeciwnikiem. Mnogość komend, dziesiątki możliwości edycji i upgrade’a swojej broni daje długą żywotność temu tytułowi a sadzę, ze gra spodoba się nie tylko maniakom broni i strzelania. Szkoda tylko, że wątek fabularny, gdzie łaziłem z nosem przy ścianach i nie śpieszyłem się… trwa za pierwszym razem jedynie niecałe 5h…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz