W przypadku serii PES od dawna nie chodzi już o wygranie rywalizacji na podwórku konsolowych piłek nożnych, a o przypomnienie czasów świetności serii i odzyskanie fanów. Rok w rok Seabass zapowiada rewolucję i pierwszego, prawdziwego PESa nowej generacji, a po premierze gracze znów kręcą nosem. W tym roku będzie podobnie, choć trzeba przyznać, że tym razem udało się stworzyć grę, która może znaleźć swoich odbiorców.
Przedmeczowa ekscytacja
Zacznę od tego, że pierwsze odpalenie gry spowodowało u mnie naprawdę przyjemne ciary na plecach. Powód jest oczywisty - prezentuje się ona ślicznie. Jeśli co roku coś wychodzi Konami to na pewno menu i oprawa meczowa, która błyskawicznie zamienia nasz pokój w wycinek stadionu. W PES znowu znajdziemy pełną licencję Ligi Mistrzów, a to oznacza niesamowite wrażenia związane z całym przepychem oprawy tych rozgrywek. Dla gracza, który środowe transmisje od dziecka traktował jak małe święto, "wyjście" wraz z zawodnikami z tunelu na boisko i usłyszenie ryku kibiców oraz hymnu Ligi Mistrzów to fantastyczna sprawa. Do tego Konami po raz kolejny wykonało świetną robotę przy twarzach zawodników, więc iluzja uczestniczenia w prawdziwym meczu jest kompletna.
Przed meczem warto również przyjrzeć się nowym opcjom taktycznym. Na pewno powinni to zrobić autorzy gier z serii FIFA, bo w PES 2011 mamy równie dużo (jeśli nawet nie więcej) taktycznych niuansów, a ustawienie drużyny, zgodnie ze swoim stylem zajmuje tu dosłownie chwilę. Ponadto, jeśli nie macie akurat czasu na własnoręczne kierowanie losem drużyny, możecie włączyć tryb trenerski, w którym piłkarzami steruje SI, ale gracz wciąż może regulować nastawienie ofensywne, uruchamiać szybkie taktyki, czy przypisywać różne style gry do konkretnych przedziałów na osi czasu gry. Świetna sprawa. Niestety wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego wiele tej magii ulatuje.
Młotek w nodze to podstawa
Rozpiska taktycznych szczegółów spotkania wygląda bowiem świetnie, ale sama rozgrywka jest tak zręcznościowa, że poza podstawową taktyką, większość założeń szybko bierze w łeb. Nowy PES jest dużo wolniejszy, niż poprzednie części, ale mecze wciąż dalekie są od partii szachów. Piłkarze szybkością biegu przypominają sprinterów, a do tego potrafią zagrać dokładną i superszybką piłkę z dowolnej pozycji. Gdy dodamy do tego obrońców nieszczególnie radzących sobie z odbiorem piłki i brak przewagi wynikającej z ich warunków fizycznych (gra ciałem wciąż kuleje) otrzymamy efektowny futbol, w którym zachowanie czystego konta jest może trudne, ale na połowie przeciwnika można wyczyniać szalenie efektowne akcje. Konami wyraźnie postawiło w tym roku na ofensywę i wymianę ciosów. Ma to swoje dobre i złe strony.
Plusem są oczywiście emocjonujące akcje, którym uroku dodaje jeszcze nowa kamera. Efektownie wyglądają zwłaszcza podkręcone piłki zagrane za plecy obrońców, kiedy napastnik ściga się z nimi do wytracającej pęd futbolówki. Teraz sami wskazujemy kierunek podania, ale dogranie do nogi odbiorcy wcale nie jest dużo trudniejsze. Jeśli chcemy, możemy również posłać piłkę w każde miejsce boiska. Opanowanie tych zagrań łatwe już nie jest, ale mając w drużynie szybkich skrzydłowych warto podrzucać im od czasu do czasu piłkę na dobieg. Rajdy skrzydłami nie są już tak zabójczą bronią, jak w poprzednich odsłonach, ale celne i mocne dośrodkowanie (a większość jest właśnie taka) i tak często kończy się bramką. Opłaca się również strzelać sprzed pola karnego, bo każdy z graczy potrafi huknąć piłkę z siłą, która powinna spokojnie rozerwać siatkę. Aż dziw, że bramkarze potrafią obronić takie petardy bez konieczności zejścia z boiska z powodu urazu. Jeśli Konami dalej będzie podkręcało siłę strzału to kto wie - może doczekamy się tego za rok.
Mecze w PES 2011 dla kogoś, kto nie trzyma pada w ręce i nie czuje emocji pojedynku wyglądają niedorzecznie (kiedy ostatni raz widzieliście spotkanie bez żadnego faulu?), ale nastawienie na atak i fakt, że akcja co chwilę przenosi się w okolice jednej z bramek sprawiają, że nie sposób się tu nudzić. Podczepienie zwodów do prawej gałki to dobry pomysł, ale już łączenie ich w kombinacje nie zdaje egzaminu, sytuacja zmienia się za szybko, by odpalać ich serię w ciemno.
Ciężka dola obrońcy
Promowanie ofensywnej gry to jedno, ale wydaje mi się, że Konami w tym elemencie przedobrzyło. Do rozklepania obrony nie trzeba tu kilkunastu podań - wystarczy kilka kopnięć, by obrońcy musieli desperacko ratować sytuację. Nie mają łatwo, bo trudno nie zauważyć, że w pojedynkach jeden na jednego to zawodnik atakujący już na starcie ma przewagę. Gra ciałem jest w PES 2011 prawie nieobecna, więc fakt, że dostępu do bramki broni dwumetrowy byk, nie robi na napastniku większego wrażenia. O ile zachowanie bramkarzy wydaje mi się sporo podciągnięte, to (nawet najlepsi) obrońcy zbyt często nie radzą sobie z piłkami wrzucanych między nich, a bramkarza. Zupełnie jakby nie potrafili skutecznie zastawić pułapki ofsajdowej. Oczywiście efektem jest napastnik samotnie pędzący na bramkę. Sytuacja powtarza się tak często, że Konami powinno pomyśleć nad łatką.
Niestety, gra w obronie jest nie tyle trudna, co okaleczona przez zabiegi autorów, którym marzyła się wyjątkowa bramka w każdej akcji. Mam z tym duży problem, ponieważ piłką nożną nie interesuję się od wczoraj. Jeśli napastnicy są pupilkami autorów, a obrońcy są przez nich osłabiani, to do gry wkrada się zbyt dużo przypadkowości. Możecie trenować całe dnie, a i tak nie ustrzeżecie się bramki straconej przez nieudolność konsolowych piłkarzy.
Mimo to muszę przyznać, że gra świetnie sprawdza się, gdy przed telewizorem usiądzie dwóch znajomych. Obaj cierpią te same katusze w obronie, a argument, że "konsola oszukuje" nie ma sensu. Do tego akcje i strzały superpiłkarzy z gry Konami co chwilę powodują okrzyki, którymi upewniamy się, że kolega na pewno widział ostatnie zagranie. Modele piłkarzy znowu wykonane są fantastycznie (i znowu ich animacja pozostawia wiele do życzenia ), więc powtórki ogląda się bardzo przyjemnie. Oczywiście pod warunkiem, że to nie nasi obrońcy dali się w dziecinny sposób ograć...
Mistrz i legenda
Pochwały należą się autorom za rozbudowanie trybu Master League o opcję sieciową. Jak zwykle startujemy z drużyną pełną anonimowych piłkarzy i skromnym budżetem, za który nie sprowadzimy do naszej ekipy nikogo ciekawego. Jednak zamiast zdobywać punkty z drużynami sterowanymi przez konsolę, toczymy pojedynki z żywymi przeciwnikami. Każdy mecz kosztuje wpisowe, które zwracane jest z nawiązką po zakończeniu spotkania, więc ucieczki nie są tu nagminną praktyką. Szkoda, że podział na dywizje nie oznacza, że nasi amatorzy nie mogą spotkać się z drużyną, w której gra już kilku znanych graczy.
Kariera piłkarska czyli Become a Legend niestety znów jest okaleczana przez słabiutkie SI drużynowych partnerów, a bezczynne snucie się po boisku jest zwyczajnie nudne. Nawet, gdy wyprosimy już podanie, to koledzy niechętnie rzucają się do ataku, stwarzając szansę na dogranie. Szkoda, że po meczu to my dostajemy burę za niewykonanie założeń taktycznych... Te same problemy trapiły ten tryb rok temu, ale jak widać Konami nic z nimi nie zrobiło.
Rozczarowuje też po raz kolejny dziurawa licencja. Jasne, jest Liga Mistrzów, Copa Libertadores, Liga Europy, ale żeby w 2010 roku wydawać grę, w której w Premier League mamy jedynie dwie prawdziwe drużyny ze swoimi strojami i emblematami? Dawno temu lubiłem dłubać w edytorze, ale te czasy minęły.
Werdykt
PES 2011 jest przyjemny i dostarcza sporo emocji. Jednocześnie Konami pokazało, że najwidoczniej nie zamierza walczyć z FIFA na polu symulacji i będzie szukało swojej niszy stawiając na efektowność i zręcznościowy model rozgrywki.
Sytuacja jest więc prosta - jeśli w futbolu liczą się dla was przede wszystkim efektowne akcje i bramki, które można na powtórkach oglądać w nieskończoność, to warto rozważyć kupno PESa. Jeśli jednak doceniacie niuanse piłki nożnej, zabawy taktyką i chcecie przede wszystkim symulacji, to nie macie tu czego szukać. Karty zbyt często rozdaje szczęście, a SI piłkarzy wciąż nie pozwala na rozgrywanie bardziej finezyjnych akcji, do czego zdaje się zachęcać nowy system podań. Konami czeka jeszcze sporo pracy, zanim PES pozbędzie się tego i wielu innych archaizmów.